Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
HonkyTonkVille
Ranczer
Dołączył: 02 Cze 2010
Posty: 1273
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Wielkopolska Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:41, 20 Mar 2011 Temat postu: Artykuły |
|
|
Czyż nie zastanawiamy się czasem słuchając amerykańskiego country: „Jak oni to robią że to tak znakomicie brzmi! Jak to wytłumaczyć?” Wysoka klasa muzyków sesyjnych, producentów i samych wykonawców z Nashville tworzy zaiste niepowtarzalne produkcje.
Przeglądałem niedawno stary numer magazynu Country Music z października 1993 roku. Bardzo ciekawy reportaż z sesji nagraniowej gwiazdkowej płyty Vinca Gilla zamieścił tam Alan Mayor, który tak oto relacjonuje pracę w studiu:
„Atmosfera w studiu jest całkiem miła, powiedzieć koleżeńska. Jednak nikt tutaj się nie leni, wręcz przeciwnie, ludzie są bardzo zaangażowani w swoją pracę, choć robią wszystko z takim spokojem że wcale nie widać po nich wysiłku. Wiadomo – to Nashvillowe koty. Ci faceci nawet we śnie zagrają takie rzeczy że innym nie starczyłoby miesiąca na jawie by im dorównać. A efekty ich pracy płyną z tak niezwykłą indywidualna precyzją, osiąganą przy tym bez większego wysiłku i potem tak idealnie łączą się w piękną całość – że zwykle stosowane w takich miejscach metafory jak np., szwajcarski zegarek lub równa praca silnika luksusowego auta – nie są w stanie zbliżyć się do oceny wartości ich dzieła. Muzyka która dzieje się tutaj, wybiega daleko ponad tego typu porównania, czuje się tu po prostu magię.
Ale przecież to tylko zwykły dzień dla tych ludzi, co również się tutaj odczuwa. Wszyscy główni aktorzy: muzycy, producent, inżynier studia, piosenkarz/gwiazda – wszyscy oni wykonują tylko swoją codzienną pracę, robią to samo co robili w ubiegłym tygodniu i będą to samo robić w przyszłym miesiącu. Tak więc poziom energii w studiu jest na spokojnym poziomie, to taki równomiernie rozłożony rodzaj siły, nie jakiś silny ładunek kreatywnego chaosu czy pasji. To dzień jak co dzień.
No może nie dla piosenkarza który definicji jest w centrum całej sprawy (...) Jak na gwiazdę Vince Gill wydaje się jednak niezwykle spokojny, tak nieprzykuwający uwagi, jakby był pozbawiony ego. Może ma coś z tym wspólnego jego standardowe powiedzenie o tym, że jest tylko jednym z chłopaków w zespole pośród równych mu muzyków. I może dlatego wszyscy tutaj w studiu są tak zrelaksowani – co nie zawsze jak wiecie ma miejsce. Bywałem już na takich sesjach nagraniowych niejednej gwiazdy, gdzie potrzebna była piła łańcuchowa a przynajmniej nóż, aby pociąć atmosferę.
Mimo tej skromności wyraźnie widać, że Vince jest tą osobą, która znaczy najwięcej w studio. Nie wtapia się wizualnie w tło tak jak przekonywałoby jego zachowanie. Po prostu czuć że jest gwiazdą. Inni wyglądają na takich jakimi są. Tony Brown – producent (w tej chwili ma albumy numer 1, 2 i 5 na liście country Billboardu, prawdopodobnie obecnie najlepszy producent w branży) z posturą nie narzucającą się, ze schludną bródką, ubrany modnie ale w stylu codziennym, otoczony elektroniką, to ten facet który czyni niezwykłe rzeczy – mistrz za konsolą.
John Guess – główny inżynier – człowiek z bródką w średnim wiek u – raz po raz wygłasza lakoniczne komentarze podające z ust, z których wystaje niezapalona fajka. On również pasuje wyglądem do swojego zawodu podobnie jak i muzycy sesyjni, którzy wyglądają na profesorów sztuk pięknych na jakimś starym skrajnie permisywnym collegu.
(...)
Wszyscy są już właśnie po trzech podejściach do „Have Yourself A Merry Little Chrismtas” i wobec jednomyślnej zgody, że na taśmie może być już coś wartościowego, czas by wszyscy zgromadzili się w pokoju z konsolą i posłuchali. Vince zatapia się więc w kanapie umieszczonej bezpośrednio za krzesłami producenta i inżyniera siedzącymi przy konsoli, muzycy stoją lub siedzą wokół niego – zaczynamy: pierwsze trzy nagrania.
Każdy z nich ma swój własny sposób słuchania: Leland Skerand, prawdziwa legenda gitary basowej opiera się o tył konsoli twarzą zwrócony w kierunku reszty z głową zwieszoną na piersi niczym jakiś druid komunikujący się z ziemskim bogami.
Steve Gibson – zmyślny gitarzysta jazzowo-countrowy ( a także producent innych artystów country) obrał sobie punkt na suficie i wbił w niego wzrok. Shane Kiester – lider sesji, niegdyś najlepszy klawiszowiec w Nashville, obecnie blisko bycia najlepszym w Nowym Jorku – stoi pod ścianą z głową odchyloną do tyłu, oczy zamknięte, rysy twarzy reagują na każdy nowy akord i dźwięk. Tony Brown – bezustannie w ruchu – skanuje twarze wokół siebie i obserwuje reakcje. Vince siedzi spokojnie i nieruchomo, nogi w kowbojskich butach skrzyżowane przed nim.
Kończy się trzecie nagranie próbne i Vince prosi jeszcze raz o drugie. Marty Williams – drugi inżynier – naciska odpowiednie przyciski i słuchamy.
„Hmmm” – zaczyna Vince – „ Trzecie chyba lepsze, ale nie jestem przekonany do Rhodesa” – mówi odnosząc się do gry Shana Kiestera na elektrycznym pianinie Fender Rhodes.
„Zbyt sentymentalnie?” – pyta Tony. Chodzi im o odpowiedni nastrój na album gwiazdkowy, a nie o typowo countrowe brzmienie – Vince celuje w okolice Tony Benneta, Johhny Matisa i im podobnych.
„Tak” – mówi Vince – „Wróćmy do akustyki. Shane?”
Shane skinął głową: „Tak. Nie ma problemu. I odejdziemy od Rhodsa przy ‘I’ll Be Home For Christmas’ bo brzmi podobnie”.
Vince zgadza się z nim i kontynuuje: „Dajcie mi posłuchać końcową grę samej gitary bo coś tam było dziwnego. Żebyśmy nie weszli w jakieś ostre dudnienie z piekła rodem”.
Marty Williams przy kontrolkach: „Dobra, to chyba jest ścieżka 9 albo... czekaj. Masz na myśli elektryczną?”
„Tak, elektryczną.” – odpowiada Vince.
Marty puszcza ścieżkę i gitara Steva Gibsona rozbrzmiewa po studiu – piękny gruby pełny dźwięk – cholera, niezły jest – ale wady którą Vince znalazł przy pierwszym odsłuchaniu tam nie ma. Musi być gdzieś indziej.
Szukają jej więc dalej po kolei odsłuchując ścieżki pozostałych instrumentów i znajdują ją szybko w gitarze akustycznej Deana Parksa, a raczej w sposobie w jaki jego gitara kończy w jakiejś dziwnej dysharmonii z gitarą Steva Gibsona. Nikt nie rozumie dlaczego tak się dzieje, bo wszystko teoretycznie powinno być w porządku jeśli chodzi o harmonię, ale cóż, nic nie poradzisz, czasem tak bywa, jedna z wielu tajemnic muzyki.
„Okay panowie” – odzywa się Tony Brona z uśmiechem – „Do instrumentów. Wykroimy następną”.
Zaczyna się czwarte nagranie – taśma kręci się. Teraz idzie dobrze. Nowe pianino akustyczne ma w sobie więcej duszy. Widać, że muzycy coraz lepiej rozpracowują ten numer. Subtelne nowe zmiany w ich graniu brzmią naturalnie i wpasowują się w całość w kierunku esencji utworu a nie w stronę rozmydlania go i przekomplikowania. Głos Vinca w perfekcji swojego tonu nie różni się prawie wcale od poprzedniego wykonania, brzmi świetnie, po prostu świetnie.
Naprawdę bardzo dobra robota według nawet najlepszych standardów jakie sobie możesz wyśnić. Nieprawdopodobne. Można powiedzieć zachwycające. Cudowne, naprawdę. To tak jak mówi Tony Brown odwracając się od konsoli z szerokim uśmiechem „No to jest głos, to jest głos!”
Ale czy to perfekcja? Może, ale nigdy nie można być pewnym, więc z ust Tony'ego pada w studio kombinacja tych paru zwięzłych słów, które padają w studiach znacznie częściej niż jakiekolwiek inne:
"Jeszcze raz, chłopcy”.
I tak płynie godzina za godziną.
Ostatnio zmieniony przez HonkyTonkVille dnia Pią 22:41, 01 Kwi 2011, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Cowboykash
Szeryf
Dołączył: 26 Lut 2007
Posty: 5768
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Otwock i Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:12, 20 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Fajny "relacja" Można się poczuć prawie uczestnikiem.
Ja wiele razy zastanawiałem się, dlaczego tak jest, że niby tacy sami ludzie, niby dźwięki i rytmy te same a jednak między graniem muzyki country w europie, a tą muzyką country graną za oceanem, jest kolosalna różnica. Przepaść jakaś, albo właśnie ten ocean... i tylko nielicznym udaje się go pokonać .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tommy
Traper
Dołączył: 11 Wrz 2009
Posty: 944
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Miechów Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 19:05, 22 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Ja po przeczytaniu tego artykułu po raz już kolejny raz wszedłem w to uświadomienie, jakie to te amerykańskie światy muzyczne są niesłychanie gigantyczne - przynajmniej jak mnie.
Tu się ukazuje tę małą komórkę tego muzycznego biznesu, ale tylko pozornie małą, w tej wieloaspektowości. Podsumowując, Ameryka, to monstrualny rynek muzyczny, to przemysł chyba na najszerszą skalę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Pablo
Ranczer
Dołączył: 06 Cze 2009
Posty: 1203
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 12:33, 23 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Autor też nieźle opisuje sesję. Nie czytałem nigdy takiej relacji z sesji muzyków grających inne style muzyczne. Czy tylko country takie jest?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cowboykash
Szeryf
Dołączył: 26 Lut 2007
Posty: 5768
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Otwock i Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 13:15, 23 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Myślę, że tak się dzieje przy każdej lub chociaż przy większości sytuacji w studiu, bez względu na gatunek muzyczny. W końcu nie tylko płyty z muzyką country wydane są profesjonalnie i są dopieszczone.
Co więcej, podejrzewam że gdyby tak zajrzeć na sesję nagraniową naszych artystów to pewnie podobne obrazki można by zaobserwować.
W USA natomiast lubią mieć wszystko najlepsze, największe itp. to i do pracy nad jedną płytą ściągają najlepszych z najlepszych i ogólnie nad produkcją płyty siedzi cały sztab ludzi od muzyków począwszy przez operatorów dźwięku, speców od marketingu i pewnie na cateringu kończąc
Tylko tak się zastanawiam, ile musi kosztować wydanie jednej płyty z tak profesjonalną otoczką ? Na to zapewne stać tylko tych najlepszych, bądź tych co nie są najlepsi, ale za to są obrzydliwie bogaci.
Inną możliwością jest fakt, że to wytwórnia ocenia "ile dolarów da radę wyssać z jednego takiego przedsięwzięcia" czyli ocenia najpierw czy taki Vince Gil ma odpowiednie rokowania na sprzedaż a jeśli tak, to wtedy pompują jakąś chorą ilość pieniędzy w produkcję, po to by jeszcze bardziej chorą ilość kasy z tego wyjąć.
Nie ma sentymentów - albo na czymś się da dobrze zarobić i wtedy się w to inwestuje, albo coś jest "nie rokujące" i wtedy kasy nie ma
To oczywiście są tylko moje domysły i przypuszczenia - bo ani nigdy tam nie byłem, ani tego nie widziałem, nie dotknąłem itd. i mogą być to oczywiście domysły błędne, ale myślę że właśnie tak to działa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
HonkyTonkVille
Ranczer
Dołączył: 02 Cze 2010
Posty: 1273
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Wielkopolska Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 18:33, 23 Mar 2011 Temat postu: |
|
|
Złe było to że w Nashville zatrudniało się zawsze tych samych ludzi do nagrania w studiu co sprawiało niestety że wiele gwiazd brzmiało bardzo podobnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|