Sarmata
Stajenny
Dołączył: 09 Sie 2010
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 2/2 Skąd: Z dołu Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 23:22, 02 Wrz 2012 Temat postu: Szczawnica sarmackim okiem |
|
|
Jedno z piękniejszych miejsc w Polszcze.
Gdzie spojrzysz tam… cuda i dziwy. Rzeka, w której kaczęta zdobywają ostrogi pływaków; rwąca i pienista, zimna i sroga. Góry, co strzeliście wznoszą się ku boskiemu niebu, zapraszając śmiałków na granie śmiertelnie niebezpieczne. Na granie…
Grań, grani nierówna.
Granie graniu nierówne…
Kupiłem piwo, nie pierwsze zresztą tego dnia, ale, wierzajcie – słuchu mi to nie przytępia.
Przeciwnie, wyostrza do granic nieprzyzwoitych.
I weszli… West BB.
Wolałbym być ściganym przez rekina, niźli słuchać songu o moich oczach makrelich.
Wolałbym sczeznąć w głębi piekielnej, niż powtórnie wysłuchiwać fałszów wokalisty i gitarzysty (który nota bene był i tak sprawniejszy niż głos prowadzący).
Sami sobie zaśpiewali: „Na bohaterów czas już minął”.
Bohaterami byli tylko wtedy, gdy zmietli publiczność, która chętnie się godziła opuścić siedzenia przed sceną.
Konferansjer, widocznie w lepszym niż ja, humorze podsumował – wspaniały koncert…
Po występie rozmawiałem z chłopakami z West BB, a nawet z nimi piłem po nocy – zapewniam, są wspaniali i nieziemscy! Nie zapomnę nigdy recytacji z pamięci „O Królewnie piz...”. jaką nam zafundował gitarzysta West BB.
Koniec dywagacji, przejdźmy do koncertu Ali.
Lepszy niż w… Mrągowie, gdzie klawisz i bas nie dały rady.
Tym razem skrzydła husarskie poniosły wszystkich, nawet tych miernych w kapeli. Było odjazdowo i niesamowicie piekielnie na scenie i poza nią…
„Idź sobie idź” zabrzmiało niczym hymn, kiedy ja w tym czasie i sprzedawałem płyty i robiłem fotki na ubitej ziemi szczawnickiej.
Męczę się z wydawaną resztą, kiedy nad mą głową zaczyna warczeć „Lucek 666”.
I kręci się kręci, a ludzie dostają amoku i też… się kręcą…
Adam trąca struny, jakby był na haju, niesamowite. Arek szybuje wraz ze swymi pałkami…
Ala krzyczy ze sceny – „Adam, coś Ty brał?!”
Nad sceną jodły się kotłują, kiedy artystka zaczyna jodłować i… kłaniają się, kłaniają…
Bis.
Nie utarty schemat, a coś nowego, wreszcie.
„Little White Chuch” powala na kolana nie tylko wiernych.
Zmiata ze sceny zespól konieczność i czas. Instalują się inni.
Na torcie musi być wisienka.
I jest. Tu nie potrzeba słów – wszystko brzmi jak należy, wszystko jest tam gdzie powinno,
To jest klasa sama w sobie!
Zgredybillies – perfekcja i polot, które porywają. Szalejemy wespół z Alą i małolatami, niczym na koncercie TSA.
Sądziłem, że po Koalicji nic mnie nie poderwie, ale po wejściu na deski Zgredów myślę, że już nic poza Behemothem, mnie nie zmusi do takiej interakcji…
Wyobraźcie sobie starca, prawie pięćdziesiąt letniego, który podryguje w takt rockabilly i nogi owegoż, które są wyżej niźli jego czerep…
To był występ, koncert, szał i show!
Istotnie numero uno tego wieczora. Bezdyskusyjnie.
A rzeka nadal wabiła chłodem strumienia, światłami odbitymi w topieli…
I utonąłem w tejże nieświadom intryg księżyca i cieni…
Zapraszam Was do Szczawnicy, gdzie Piekło mieszka wespół z Niebem. Zapraszam na rok przyszły, by przekonać się ile jest w niej brzmienia i przepięknej harmonii…
P.S. Nie dajcie się jeno zwieść pozorom , jakim ja uległem patrząc na potęgę gór, gdym dumał o ich pięknie…
|
|